niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 11.

*W ciągu dalszym oczami Soph*
Po tym co powiedziałam brunet zamilkł.
-Nie sądziłem że to powiem ale ona Cię pocisnęła Hazz.- powiedział Louis. -Dziewczyno masz szacun. Jego jeszcze nikt nie powalił na teksty. Nikt.
Wzruszyłam ramionami i poszłam. W moim pokoju na środku, siedział Husky. Usiadłam obok niego po turecku.
-Coś zrobił? - spytałam po cichu psa. Niebieskooki spuścił głowę. -No nie wolno. - pies połasił się do mnie. -Wiesz o tym że ja na Ciebie ręki nie podniosę. Jestem dobra ciocia ale nie mogę Ci popuszczać takich rzeczy. - pogłaskałam psa po głowie. -Idź go przeproś. Wiem że jesteś rozumny i że więcej tego nie zrobisz. Dziękuję za uratowanie mi życia. Leć.
Husky wyszedł z pokoju. Pokręciłam głową przecząco. Z dołu było słychać donośny śmiech Nialla. Był tak zaraźliwy że sama zaczęłam się śmiać. Pierwszy raz od tamtego czasu. Ktoś do mnie zadzwonił. Zignorowałam połączenie i zeszłam na dół po sok.

*Natalie*

 -Boże, Niall. Ogarnij się z tym śmiechem, bo on może zarażać.-  powiedziałam do Nialla, który śmiał się jakby nie było nic śmieszniejszego od mnie, leżącej na podłodze. - Ta, ta wiem. Moje upadki są bardzo śmieszne.
________________________________________________
Kochani, odnoszę wrażenie, że blog upada. Ani jednego komentarza. Kocham was, ale naprawdę .... Choćby 1 komentarz, a daje energii i siły na kolejny rozdział. Wiem, iż zaniedbałyśmy bloga, lecz musiałam się spytać Natali o zgodę.
Zośka <3
xoxo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz